Większość ryb w nadmorskich smażalniach nie pochodzi wcale z Bałtyku !

Większość ryb w nadmorskich smażalniach nie pochodzi wcale z Bałtyku !

Sezon wakacyjny jest już praktycznie na półmetku. Pomimo nieprzewidywalnej, jak na polskie lato pogody, wielu rodaków decyduje się na spędzenie swojego urlopu właśnie nad polskim Bałtykiem. Wystarczy zaledwie kilka cieplejszych dni, by w takiej Łebie pojawiło się niespodziewanie i… 100 tys. turystów. Klienci kuszeni są przez liczne smażalnie „rybami prosto z morza” lub też… „prosto z kutra”, ale jak się okazuje, większość z tych ryb nie pochodzi wcale z Bałtyku. Powodów, które sprawiają, że trudno dziś kupić rybę prosto z morza, jest wiele.

reklama

W smażalniach, prosto z morza mogą znaleźć się wyłącznie… flądry, śledzie, okonie oraz sandacze. Inne ryby pochodzą najpewniej z zupełnie innych akwenów. Ryby są „importowane” głównie z terenu Morza Północnego i Atlantyku. Obecnie w Polsce możemy poławiać flądry a także w ograniczonych ilościach śledzie. Jeśli chodzi o dorsze bałtyckie, to obowiązuje zakaz połowu. Dorsze, które spotykamy w smażalniach, pochodzą z importu bądź też dużo rzadziej z tzw. przyłowu, czyli, że w trakcie łowienia innych ryb, może też się zdarzyć, że trafi się również i dorsz…

Połowy polskich rybaków są dzisiaj marginalne. Ryby często łowione są zimą i potem czekają do lata. Latem z kolei łowi się flądry. Flądry są najlepsze do spożycia dopiero od połowy lipca, bo wtedy zaczynają posiadać mięso.W sierpniu są po prostu genialne. Ryby, które trafiają do restauracji, pochodzą najczęściej z hurtowni. Miejscowe połowy polegają głównie na tym, że rybacy wypływają na połów w nocy i rano wracają do portu. Bardzo często, to właśnie wczesnym rankiem najlepiej kupić taką rybkę na łebskim nabrzeżu. Pamiętajmy jednak, że jeśli ryba zostanie „podgrzana” do +16 ºC, lawinowo następuje przyrost bakterii, więc taka ryba musi być zjedzona tego samego dnia. .

Wielu klientów dziwi się jednak, że w jednych lokalach ryba smakuje lepiej, a w innych już nie. Okazuje się, że w smażalni bardzo łatwo można dać się nabrać i kupić „historię z szyldu” przed lokalem, ale nie rybę, jaką nas zachęcono. Turyści bywają najczęściej nad polskim morzem latem i sami wchodzą do tych miejsc, które mają tabliczkę „ryba prosto z kutra”. Chcą być oszukiwani. Dzisiaj bardzo często możemy „spotkać” halibuta atlantyckiego wśród ryb bałtyckich a łososia norweskiego, jako „łososia bałtyckiego”. Im dalej od morskiego brzegu, tym większa pewność, że ryba którą „jemy ze smakiem” nie pochodzi z Bałtyku.

Jak zatem nie dać się oszukać ? Na Półwyspie Helskim przez setki lat ryby były pieczone i gotowane, a nie jak dziś smażone. Dopiero w okresie międzywojennym, na półwyspie pojawiły się ryby smażone. Warto zauważyć, że ryba smażona na głębokim oleju zawsze będzie smakowała smażeniem. Trudno wówczas rozpoznać, czy ryba jest dobrej jakości, czy też nie. Takiego łososia nie powinno się w ogóle smażyć, tylko go upiec, bo jego mięso robi się wówczas włókniste. Dobrą rybę od złej ryby można odróżnić poprzez aromat i teksturę mięsa. Dorsz nie należy wysmażać do końca, w środku musi być szklisty. Dorsz powinien być jednak pieczony, bo wówczas jest najlepszy. Do smażenia idealnie nadają się natomiast rodzime… śledzie i flądry. Rzecz jasna każdy sprzedawca będzie wiedział najlepiej, ale… ważne, byś i Ty, kupując świeżą rybę na morzem wiedział o niej to i owo…

źródło: businessinsider.com.pl

Czekamy na Twój komentarz


Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *